środa, 30 listopada 2011

Małgorzata Yildirim "Włoskie sekrety"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki.




Lubię marzyć. Czuć jakieś nieznośne oczekiwanie, jak przed pierwszą randką (ech, kiedy to było?) Niecierpliwie czekać na najlepsze. Czasami denerwować się i próbować wyjaśnić to, co zagmatwane i tajemnicze. Mnogość uczuć, feeria wrażeń, a gdy to wszystko jeszcze pojawia się w ujmującej scenerii, czy można pragnąć więcej?
Może czasu i spokoju, aby dokończyć lekturę tak wciągającej powieści, jaką są „Włoskie sekrety” autorstwa Małgorzaty Yildirim. Przez ostatnie dwa dni nie mieszkałam we Wrocławiu, lecz w słonecznym Sorrento, gdzie śledziłam losy głównej bohaterki, Mirandy Powell. Amerykanki o polskich korzeniach. Dziewczyna mieszka w Bostonie, często odwiedza rodziców i ma nieco skomplikowany układ z siostrą Katie, która właśnie spodziewa się czwartego dziecka.  Niezbyt dobrze układają się jej kontakty z płcią przeciwną, może oprócz przyjaźni z Jackiem, który z kolei preferuje partnerów tej samej płci. Wydawać by się mogło, że nic nie zmieni się w życiu Mirandy. Jednakże gdy umiera jej ukochana ciotka Agnes, siostra mamy, paradoksalnie śmierć tej kobiety zapoczątkuje nowy etap w życiu dziewczyny. Otóż dziedziczy ona dom w dalekim Sorrento we Włoszech. Dom, obciążony rodzinną tajemnicą, którą krok po kroku Miranda zacznie odkrywać. Młoda kobieta wyjeżdża do słonecznej Italii i poznaje nowych ludzi. Pewnego razu, gdy pływa w morzu i łapie ją skurcz, od niechybnej śmierci ratuje ją nieznajomy piękny mężczyzna. Mirandzie wydaje się, że to był tylko sen, jednakże gdy z przyjaciółmi wychodzi do klubu, okazuje się, że tajemniczy wybawiciel to właściciel najpopularniejszej dyskoteki w okolicy. Rafael Silvano, przystojny i tajemniczy, oschły i zagadkowy, obiekt westchnień wszystkich kobiet w Sorrento, w jakiś dziwny sposób odnosi się do Mirandy i na początku nawet nie przyznaje się, że to on uratował ją od utonięcia. W międzyczasie , gdy dziewczyna odkrywa więcej drastycznych szczegółów z życia ciotki,  ktoś wyraźnie nie jest zadowolony, że we włoskim domu pojawiła się nowa właścicielka. Niebezpieczeństwo zdaje się krążyć nad głową Mirandy i ponownie dziewczyna wpada w poważne tarapaty. Z których i tym razem ratuje ją Rafael. Kim jest ten zagadkowy i czasami niebezpieczny mężczyzna? Jaką tajemnicę ukrywała ciotka Agnes? Co przeżyła w przeszłości? Czy wszyscy nowo poznani włoscy przyjaciele naprawdę nimi są? Co połączy Mirandę z Rafaelem? A może… co ich połączyło już znacznie wcześniej?

Zagadki, pytania, tajemnice, przeszłość, nieszczęścia i wszechobecna południowa gorączka pragnień i uczuć towarzyszy czytelnikowi niemal przez cały czas. Autorka wprawnie tworzy atmosferę tajemnicy,  składnie buduje napięcie (nie tylko to pomiędzy dwójką głównych bohaterów) i niemal kryminalną akcję, która umiejscowiona w gorącym Sorrento, działa podwójnie na zmysły. Dawno nie wciągnęłam się tak bardzo i w główny wątek i w postaci występujące w powieści. Małgorzata Yildirim stworzyła książkę na czasie, śmiało można ją nazwać romansem, ale nie brakuje w niej akcji, miłości, pożądania, tajemnicy i pięknych scenerii. Do tego dochodzą smakowite przepisy włoskich dań, które sporządzała główna bohaterka, to wszystko wspaniale się komponuje i obrazowo oddziałuje na wyobraźnię czytającego. Jedna z lepszych książek, które ostatnio miałam przyjemność przeczytać. Myślę, że byłby z tego świetny film. Polecam, dajcie się porwać południowemu temperamentowi i spróbujcie odkryć tajemnicę ciotki Agnes.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Richard Paul Evans "Obiecaj mi"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.



Obietnica, która pokona czas. Miłość, która przetrwa lata. Odpowiedzialność, która okazuje się być silniejsza niż pragnienia.

Tak mogłyby brzmieć hasła, reklamujące książkę, którą miałam przyjemność przeczytać. A jest nią powieść Richarda Paula Evansa, zatytułowana "Obiecaj mi".

Historia ta rozpoczyna się całkiem prozaicznie. Beth żyje sobie spokojnie u boku Marca, wspólnie wychowują sześcioletnią Charlotte, młoda kobieta pracuje w miejskiej pralni. I chociaż nie ma w jej codzienności jakiś gwałtownych uniesień, to jednak sądzi, że wiedzie normalne i w miarę szczęśliwe życie. Jednak los ma dla niej inny kierunek, którym już wkrótce podąży. A wszystko rozpocznie się w momencie, gdy jej ukochana córeczka zachoruje, a kobieta dowie się, że zdradza ją mąż. A będzie to dopiero początek koszmaru, który przewróci jej życie do góry nogami. I gdy na swojej drodze napotka przystojnego Matthew, już nic nie będzie takie jak przedtem. Beth będzie zachodzić w głowę, co ten wspaniały mężczyzna w niej widzi, ale już wkrótce więcej rzeczy zacznie ją niepokoić. Skąd Matthew wie o niej i jej córce tak dużo? Czy jest oszustem, czy naprawdę chce jej pomóc? Dlaczego nie opowiada nic o sobie? Dlaczego czasami mówi niezrozumiałe rzeczy? Czemu mieszka w rozwalającej się ruderze. Skoro twierdzi, że ją kocha, to dlaczego unika bliższych kontaktów?

Czytelnik niemal przez cały czas będzie zadawał sobie takie właśnie pytania. I gdy już wszystko będzie jasne... zaskoczenie będzie ogromne. I dopiero teraz zacznie się szalona przygoda Beth. Tylko... czy ona sama będzie gotowa na jej zakończenie?

Aby się tego dowiedzieć, należy sięgnąć po powieść "Obiecaj mi". To wciągająca i wzruszająca opowieść o ludziach, którzy trafiają na siebie w nieodpowiednim miejscu, a co ważniejsze, w nieodpowiednim czasie. Czas... To chyba główny bohater tej książki, a na pewno sprawca wszystkich wydarzeń. Ciekawy pomysł, ramowa konstrukcja, ujmujący bohaterowie. I finezja, delikatność, z jaką autor przedstawia perypetie bohaterów, sprawiają że powieść wprowadza we wzruszający i marzycielski nastrój.

"Obiecaj mi" to opowieść o prawdziwej miłości, oddaniu i wzajemnym zrozumieniu. Ujmująca, poruszająca czułe struny w człowieku, wywołująca uśmiech na twarzy. Polecam wszystkim miłośnikom historii o ludziach, o uczuciach, o marzeniach, połączonych z wątkiem, delikatnie mówiąc, fantastycznym. Świetna opowieść niemal dla każdego. Polecam.
A na koniec cytat, który wszystko wyjaśnia... pod warunkiem, że macie lekturę tej książki za sobą:

"Jak można kochać strumień, a nie kochać źródła?"

sobota, 26 listopada 2011

Spotkanie autorskie Katowice, Empik-Silesia :)

Dziękuję wszystkim za przybycie na spotkanie ze mną, dziękuję Monice Badowskiej za profesjonalne prowadzenie wieczorku.
Pozdrawiam wszystkich moich czytelników:)))
Sil, Kaś, Mil, Martucha kochane moje... dziękuję :*



środa, 23 listopada 2011

Federico Moccia "Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza.



Miłość, marzenia, tęsknoty, pragnienia, młodość, beztroska, obowiązki, tradycja. Tak wiele słów, tak często przewijają się przez nasze życie, tak mocno wpływają niekiedy na nasz los.

Podobnie jest z bohaterami najnowszej książki włoskiego pisarza Federico Moccia, zatytułowanej "Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić". To kolejna odsłona perypetii niecodziennej pary zakochanych. Ona, dwudziestoletnia Niki, studiuje, bawi się, spotyka z przyjaciółkami "Falami" i kocha.... Jego. Alexa. Czterdziestolatka, który osiągnął sukces zawodowy i finansowy, a do pełni szczęścia brakuje mu... żony. I tą może zostać tylko Niki, którą uwielbia. Ale czy dziewczyna jest na to gotowa? Odwieczny problem. "Czy jestem na to gotowa?" Jasne, zwłaszcza że pojawia się Guido, który jest wyraźnie zainteresowany piękną Niki. Jaką decyzję podejmie dziewczyna? Czy Alex pokona gnębiące ją wątpliwości? Czy ich bliscy zaakceptują ich decyzję?

Jak zawsze u Moccia nic nie będzie wiadome do ostatnich stron. Dramatyczne decyzje, zwroty akcji i buzujące uczucia, to charakterystyczny styl tego włoskiego autora. Krótkie zdania, opatrzone wieloma cytatami i buzująca ze stron powieści niesamowita atmosfera włoskich nocy, sprawiają że książkę pochłania się z uśmiechem na twarzy. Czując całym sobą ten specyficzny klimat. Jeśli ktoś spotkał się już wcześniej z prozą Moccia, doskonale wie o czym mówię. Jeśli nie... no cóż, jest na to doskonały czas. Zimne dni, jeszcze zimniejsze wieczory, a tutaj Rzym w pełnej krasie i wszechobecna miłość i jej jasne oraz ciemne strony.

"Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić" to kontynuacja powieści "Wybacz, ale będę mówiła ci skarbie", w której poznajemy początek znajomości Niki i Alexa. Oba tomy doczekały się już ekranizacji i cieszą się ogromną popularnością we Włoszech. Właściwie można powiedzieć, że wszystkie powieści Federico Moccia są niezwykle popularne u naszych dalszych południowych sąsiadów i wcześniejsze jego książki także można obejrzeć w wersjach filmowych.

Co takiego jest w tych powieściach? Nie odkrywają przecież niczego nowego? Ukazują młodych ludzi, u progu dorosłości, niekiedy z zamętem w głowach, z tysiącem pomysłów, pragnących kochać i być kochanymi. Nie stworzę definicji, nie wymyślę nic nowego, te książki po prostu "się czytają". Wciągają od pierwszych stron, wzruszają, smucą, bawią. Są życiowe, radosne, fluidy młodości przenikają na Czytelnika i może w tym tkwi cała zagadka. Aby każdy czytający, bez względu na wiek, poczuł znowu ten powiew szalonej młodości, kiedy wszystko wydawało się być proste i każdy czuł, że ma przed sobą nieograniczone możliwości. I żył. Kochał. Pragnął. I oddychał, pełną piersią. Może warto sobie przypomnieć to uczucie? Na pewno uda się to wielu, czytając książki Federico Moccia. Zachęcam, wszystkie mam już za sobą.

wtorek, 22 listopada 2011

Rozwiązanie konkursu "Stuknęła 50-tka"

Serdecznie dziękuję Wam za tak liczny udział w moim blogowym konkursie. Miałam, a raczej miałyśmy wielki problem z wybraniem jednej odpowiedzi, bo wszystkie były ciekawe, na temat i poruszające to co lubię, czyli uczucia, emocje, wrażenia.

Jednakże musiałam dokonać wyboru i moja najnowsza książka "Zakład o miłość", wraz z dedykacją powędruje do... Piotra Śliwińskiego:)

Gratuluję i proszę Piotra o przesłanie na mojego maila adresu do wysyłki książki.


sobota, 19 listopada 2011

Kornelia Romanowska "Puszka Pandory"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.



Autorka książki, którą miałam przyjemność przeczytać, to młoda osoba z pisarskim zacięciem i poetycką duszą. Ma na swoim koncie kilka "popełnionych" wierszy, a teraz debiutuje na rynku prozy.
Kornelia Romanowska, bo to o niej mowa, stworzyła sensacyjny romans, który wykorzystuje pewien schemat, chętnie wykorzystywany zwłaszcza w filmach, ale robi to w sposób świeży i wciągający.
"Puszka Pandory" to historia znanej polskiej celebrytki, młodej utalentowanej piosenkarki, Dominiki Orzechowskiej, która nagle znajduje się w niebezpieczeństwie. Ktoś nastaje na jej życie i dziewczyna zaczyna się obawiać o swoje istnienie. Wówczas postanawia wynająć "bodygarda" do ochrony. Okazuje się nim być sarkastyczny, mega przystojny i z niejasną przeszłością, Krzysztof Tyszkiewicz. Jak nietrudno się domyśleć, pomiędzy tą dwójką rozpoczyna się rozgrywka, w której biorą udział ich emocje, życiowe doświadczenie, tajemnice i ogrom uczuć. Dominika ciągnie za sobą niezły bagaż przeżyć, związanych głównie z nielubianą przyrodnią siostrą Magdą. Krzysztof... no właśnie... on też wiele przeszedł i niewykluczone, że jego obecny los ułożył się tak, a nie inaczej. Wokół głównej bohaterki zacieśnia się pętla nienawiści, ktoś czatuje na jej osobę, a Krzysztof ma niewiele czasu, żeby odkryć, komu zależy na śmierci piosenkarki. A jednocześnie kobiety, na której zaczyna mu coraz bardziej zależeć. Czytelnik jest świadkiem słownych rozgrywek dwójki bohaterów, śledztwa i burzy emocji co rusz wybuchającej pomiędzy Dominiką i Krzysztofem.
Książkę czyta się szybko, bohaterowie są sympatyczni a Krzysztof Tyszkiewicz potrafi ująć swoją szorstką osobowością nie tylko swoją klientkę, ale pewnie i niejedną czytelniczkę.

Myślę, że to dobry start, jeśli chodzi o debiut, autorka ma duży potencjał, ładnie prowadzi akcję, potrafi grać na uczuciach. Może brakło mi tutaj większego napięcia i bardziej rozbudowanego wątku sensacyjnego z nieco głębszym suspensem, ale w końcu to raczej opowieść o miłości, niż książka sensacyjna.

Powiem szczerze, że książka moglaby być nieco grubsza, bo bardzo chętnie przeczytałabym o perypetiach szorstkiego w obyciu ochroniarza i zagubionej, a czasami bardzo zdecydowanej piosenkarki.

Życzę Kornelii Romanowskiej dalszych ciekawych pomysłów i nieustającej weny, dzięki której będzie mogła zamieniać je w słowa, wersy, zdania. Na pewno autorka idzie dobrą drogą i z wielką chęcią przeczytam jej kolejne teksty.
"Puszkę Pandory" polecam przede wszystkim kobietom, lubiącym miłosne historie, ale oparte na wątkach sensacyjnych czy kryminalnych. Miła, czasami zabawna, miejscami wzruszająca lektura na jesienny wieczór.  

piątek, 18 listopada 2011

Listopadowa porcja lektur-odsłona 2

Takie oto lektury czekają aż moje zacne oczy zaczną śledzić umieszczoną w nich akcję ;)

 i tak od góry:

Umberto Eco "Cmentarz w Pradze" - DużeKa i Oficyna Noir Sur Blanc
Richard Paul Evans "Obiecaj mi" - Wydawnictwo Znak
Carlos Ruiz Zafon "Światła września" - Wydawnictwo Muza
Federico Moccia "Wybacz, ale chcę się z tobą ożenić" - Wydawnictwo Muza
Wiktor Trojan "Axis mundi" - Wydawnictwo Novae Res

czwartek, 17 listopada 2011

Maria Ulatowska "Domek nad morzem"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki.




Będę silna i dzielna…
To słowa, a właściwie motto życiowe, które niemal przez cały czas przyświecało Ewie Brzozowskiej, głównej bohaterce najnowszej książki Marii Ulatowskiej, zatytułowanej „Domek nad morzem”.

Ewę poznajemy jako małą dziewczynkę, mieszkającą z rodzicami i dziadkami w rodzinnym mieście, w Warszawie. Jesteśmy świadkami dobrych i złych wydarzeń w jej życiu, śledzimy jej wzloty i upadki, marzenia i pragnienia. Pierwsze miłości, doznania, a także wielkie rozczarowania. Odwiecznym marzeniem Ewy jest posiadanie domku nad morzem, mała córeczka i pisanie książek. Czy to będzie miało szansę się spełnić? Czy życie zawsze się prosto i gładko układa, a los sprzyja i obdarza swą łaskawością człowieka? Przekonajcie się sami. Ale uprzedzam. Nie jest to gładka i ciepła opowieść, w której cały wszechświat sprzyja jednej osobie. To słodko-gorzka opowieść, której akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, w ciągu których czytelnik poznaje zmagania bohaterki z własnymi słabościami, z gniewem, ze śmiercią, narodzinami, zdradą i miłością.

Maria Ulatowska stworzyła wciągającą mini-sagę, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością i zaangażowaniem. Dajemy się porwać historii pewnej kobiety i szeroko rozbudowanym wątkom pobocznym. Warszawa, Trójmiasto, Bydgoszcz. Tutaj rozgrywa się akcja powieści, dzięki pobudzającym wyobraźnię opisom stajemy się niemymi świadkami wydarzeń. Kibicujemy postaciom i denerwujemy się wraz z bohaterami. Powiem szczerze, że przeczytałam tę książkę praktycznie w jeden dzień i spory kawał nocy. Nie mogłam się oderwać i całą siłą woli powstrzymywałam się, aby nie zajrzeć na ostatnie strony powieści i nie sprawdzić, czy wszystko potoczy się tak, jak zakładałam od pierwszych kartek. Nie zdradzę oczywiście, czy moje oczekiwania zostały spełnione, ale dodam, że tę książkę Marii Ulatowskiej uważam za najlepszą, oczywiście według mojego osobistego gustu i subiektywnej opinii. Nieprzesłodzona, realistyczna, prawdziwa, czasami smutna, innym razem wesoła, po prostu życiowa. Taka jest ta powieść. I zastanawia mnie tylko jak wiele Marii jest w Ewie i jak dużo opisanej Warszawy w mieście, które widać, że autorka kocha i w nim żyje.

Polecam z całego serca „Domek nad morzem”, to wciągająca historia o ludziach, o nas samych, o naszych rodzinach, sąsiadach, koleżankach i kolegach. Napisana zgrabnie, z pewną chronologią wydarzeń i z zamykającymi się wątkami. Świetna lektura, która nie pozwala się odłożyć na później. Zachęcam. Udajcie się w półwieczną podróż po meandrach życia, wraz z główną bohaterką, Ewą Brzozowską.

wtorek, 15 listopada 2011

Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna słońca"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MG.



"Pomyślałam, jak niewiele zostaje po człowieku. Parę wierszy, pocztówek i zdjęć. Świadectwa przeżytych chwil. Mówią tylko, że ktoś taki był. Oto są dowody przeszłej rzeczywistości. Niczego już nie przybędzie, czas minął. Cieszcie się tym co macie..."1

To być może oczywista prawda, swego rodzaju truizm, ale jeśli tak jest, to za czym ta ciągła pogoń, wyścig szczurów, licytacja materializmu, pielęgnowanie nienawiści? Czy nie lepiej żyć prosto, w zgodzie z samym sobą, światem, ludźmi? Wiem, utopia. Ale czy na pewno? A może są miejsca, gdzie da się tak właśnie funkcjonować? I chociaż czasami wiatr w oczy, to udaje się trwać w przekonaniu, że należy cieszyć się każdą nadchodzącą chwilą i dostrzegać małe radości codzienności.

"Jesień na Mazurach jest taka piękna (...)"2

O tak. Z tym zgadzam się w zupełności. W takiej pięknej scenerii poznajemy losy Ludmiły, bohaterki najnowszej książki Katarzyny Enerlich, pod tytułem "Prowincja pełna słońca". W tej odsłonie "prowincjonalnego" tryptyku, bohaterka musi stawić czoła kolejnym przeciwnościom losu, które w bezlitosny sposób przewartościują jej życie i zmienią spojrzenie na świat. Ludmiła uda się w podróż na południe, do Włoch, tam pozna wiele wspaniałych osób, niektóre z nich będą potrzebowały jej pomocy. Czytelnik pozna historie marokańskich kobiet, zamkniętych w męskim świecie dominacji, ich pozbawione radości i wolności życie, niewolnicze oddanie swemu panu i władcy. W centrum wydarzeń znajdzie się także Ludmiła. Sama skrzywdzona, ale starająca się odzyskać równowagę. Gdy wróci na ukochane Mazury, zacznie budować swoje życie od nowa. Kto jej w tym pomoże? Dawna miłość, czyli Piotr? A może nowo poznany Wojciech? A co z Martinem, jej mężem? Wiele pytań, wiele niespodzianek i wszechobecna moc przyrody. Wobec której ludzkie życie jest momentem, błyskiem, ułamkiem. I na każdej przeczytanej stronie wyziera do nas ta prawda, że należy cieszyć się każdą chwilą, czerpać ze świata nas otaczającego i szukać ukojenia właśnie w przyrodzie. To naprawdę może pomóc.

Widać, że Katarzyna Enerlich jest mieszkanką Mazur. Ba! Ona jest Mazurami. Pięknie opisuje ten region, skupiając się na szczegółach, które mogą pomóc "obcemu" bliżej poznać tę piękną krainę. W książce znajdziemy także stare fotografie miejsc, które zwiedza bohaterka, a także będziemy świadkami "oczyszczająco-eksperymentalnej" wycieczki Ludmiły po "obwarzanku" Polski.
Powieść ta ma w sobie coś magicznego, czyta się ją błyskawicznie, czytelnik czuje się tak, jakby uczestniczył we wszystkich wydarzeniach i wdychał mazurskie powietrze.

Było to moje pierwsze spotkanie z prozą pani Katarzyny, ale teraz już wiem, że dam się porwać mocy krainy wielkich jezior i na pewno tam jeszcze wrócę. Jeśli nie ciałem, to na pewno duchem, dzięki opowieściom mazurskiej autorki. Polecam z całego serca.

1) Str. 175
2) Str. 131

niedziela, 13 listopada 2011

Iwona J.Walczak "Nagie myśli"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.



Tak dawno nie płakałam. Nie czułam wilgoci pod powiekami i przyspieszonego bicia serca, które gnane wzruszeniem kołatało się w mojej piersi. Tak jak myśli w głowie. Dlaczego tak? Chciałam inaczej. Przecież ona zasłużyła sobie... Ona...

Kim jest ONA?

Kobieta po czterdziestce. Matka dwóch synów. Żona niepracującego męża. Córka kobiety, którą nigdy nie śmiała nazwać matką. Elżbieta. Beta. Becia. Spragniona miłości, akceptacji, dobrego słowa, pochwały, pieszczoty. Od zawsze krytykowana, poniżana, zastraszana. Czy to możliwe, aby tak pędzić swoje życie? Bohaterka książki Iwony J. Walczak, zatytułowanej "Nagie myśli", właśnie tak funkcjonuje od lat. Jej mąż, Boguś, to domorosły znawca wszystkiego, jednakże ciągle pozostaje na jej utrzymaniu. Jej... matka, czyli Krysta (od Antychrysta), to idealny obraz toksycznej rodzicielki, która do perfekcji opanowała poniżanie własnej córki. Jej siostra, Aga, to dwulicowa egoistka, dla której ważna jest tylko ona sama. Elżbieta od zawsze żyje wśród tych ludzi, w domu, który zdaje się być jej jedyną wartością. Stara się dbać o niego jak najlepiej, ale i tak nigdy nie usłyszy od bliskich nawet najmniejszego słowa uznania. Zdaje się żyć na krawędzi, tabletkami uspokojającymi zapewniając utrzymanie równowagi. Jednakże nadejdzie moment, kiedy stanie na nogi, bez pomocy farmaceutyków. A także nie dzięki zmianie zachowania jej bliskich. Można powiedzieć, że miłość, troska i zainteresowanie ją uzdrowią. Pozna przystojnego Juliana i już nic nie będzie takie jak przedtem. Czy Elżbieta w końcu odnajdzie swoją własną drogę? Czy los przestanie z niej kpić? Myliłby się ten, który spodziewałby się tutaj jasnych i prostych odpowiedzi. W tej historii nic nie jest sztampowe. Rysowane prostą kreską. To opowieść, w której emocje kpią sobie z czytelnika. Sprawiają, że ma się ochotę krzyczeć, płakać, śmiać. Autorka stworzyła prawdziwą mieszankę gatunków, która uderza w czytającego całą gamą wrażeń, bohaterów z krwi i kości i bogatym językiem, pełnym metafor, trafnych spostrzeżeń i psychologicznej wiwisekcji uczuć człowieka spragnionego miłości.

"Nagie myśli" obudziły we mnie szereg odczuć, sprawiły, że zaatakowało mnie wzruszenie, złość, bezsilność. Nie jest to lekka lektura, chociaż nie brakuje w niej humorystycznych, a raczej gorzko-słodkich momentów. Refleksyjna, poruszająca powieść, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Polecam z całą odpowiedzialnością. W końcu książka powinna wywoływać obrażenia. Jeśli jesteście na to gotowi, sięgnijcie po powieść Iwony J. Walczak.

"Gryzoni generalnie nie znoszę. Szczególnie myszy. Ale mysie dziury tak. Marzyłam teraz o dużej, śmierdzącej myszami dziurze.
I bardzo chciałabym móc się w niej zmieścić."1

1)Str. 85

Listopadowa porcja lektur-odsłona 1

Nadszedł ten czas... to jest właśnie ten czas...
Nie, to jeszcze nie Boże Narodzenie, aczkolwiek wydźwięk podobny;) W końcu każda nowa książka w moim domu to taki "choinkowy" prezent. A dzięki temu, że piszę recenzje, to mogę mieć takie niespodziewanki przez cały rok. Ha!

A teraz nadszedł czas, aby rozpocząć listopadową prezentację lektur. Na początek cztery nowe pozycje:


I od góry:
Kornelia Romanowska "Puszka Pandory" - wydawnictwo NovaeRes
Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna słońca" - wydawnictwo MG
Piotr Olszówka "Morrigan" - zakup własny na targach w Krakowie plus rysunek i dedykacja od Autora:)
Kelly Creagh "Kruk. Nevermore" - pożyczka od Sil

Mam nadzieję szybko się do nich dobrać:)))

I przy okazji przypominam o moim blogowym konkursie, w którym można wygrać moją najnowszą książkę "Zakład o miłość" TUTAJ


piątek, 11 listopada 2011

Stuknęła "50-tka" :) KONKURS!

W związku z 50 000 odwiedzinami na moim blogu, ruszam z obiecanym niegdyś konkursem.

Do wygrania będzie moja najnowsza ksążka "Zakład o miłość" z osobistą dedykacją dla Zwycięzcy:)

Aby powalczyć o tę książkę, należy wypowiedzieć się w JEDNYM zdaniu na taki oto temat:

"Co byłabyś/byłbyś w stanie poświęcić dla MIŁOŚCI?"

Na Wasze jednozdaniowe odpowiedzi czekam do przyszłej niedzieli 20 listopada.

Do dzieła :)))


Listy, które ociepliły moją duszę...

UWAGA: Dla tych, którzy nie czytali "Zakładu o miłość"- SPOILER




Ostatnio los się ze mnie nabija. Kpi. Szydzi. Wrzuca mi pod nogi ciągłe przeszkody, chyba ma z tego niezły ubaw. Sprawia, że zamykam się w sobie i uciekam. Niedobrze, gdy ekstrawertyk tak się zaczyna zachowywać. Ech... Dosyć już!
Ale w tej całej beznadziei pojawia się coś bardzo pozytywnego, coś, co sprawia, że te wszystkie złe odczucia, które siedzą we mną, na jakiś czas uciekają.
Między innymi, są to listy od moich Czytelniczek, które dostaję na maila.
Pozwolę sobie przytoczyć dwa listy, które dostałam w ostatnich dwóch dniach, a które nawiązują do mojej najnowszej książki.

Dziękuję! Tylko tyle napiszę, bo przecież w tym słowie odbija się wszystko to, co teraz przepełnia moją duszę...

***

Agnieszko, właśnie skończyłam czytać "Zakład o miłość" i nie wiem, co mam Ci powiedzieć. Że pochłonął mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno? Buzuje we mnie tak wiele emocji, że tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Może od słowa dziękuję. Bo, jak dla mnie, rozebrałaś ludzką psychikę na czynniki pierwsze. Pokazałaś, że my, ludzie, urodziliśmy się właśnie po to, by kochać. Chociaż czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. Pokazałaś mi, jako odbiorcy, pewną rzecz, którą może ja odbieram w sposób indywidualny. A mianowicie to, że oczy są zwierciadłem naszej duszy i że dla tych oczu właśnie można wszystko rzucić i rozpocząć nowy etap życia. Pójść w nieznane i zaryzykować wszystkim, co się ma, słuchając wyłącznie swojej własnej intuicji i serca, a nie głosu rozsądku i innych. Czasem to ryzyko właśnie się nam opłaca, obfitując i podarowując nam szczęście.

Miłość i życie to niby taki trywialny temat, na który można napisać wszystko i nic. Ty napisał w ZOM wszystko. Udowodniłaś, że miłość, chociażby ta z przypadku, głupiego zakładu, jet możliwa do spełnienia, zrealizowania. W tym przypadku jedna noc zmieniła wszystko, los zakręcił kołem fortuny. Pokazałaś, jak na nas, ludzki gatunek, mają wpływ czynniki, których sami do końca nie jesteśmy świadomi, a może nawet nie chcemy być ich świadomymi. A tym czasem naszym życiem sterują przekonania, tradycja i inni ludzie, tworząc nam ułudę szczęście. Pokazałaś, że dajemy sterować się innym i czasem ze zwykłego konformizmu jesteśmy tym zaślepienie. Tak samo jak Sylwia, jednak ona przejrzała na oczy i na całe szczęście. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo nasza przeszłość determinuje naszą przyszłość, a demony przeszłości zabierają nam szczęście. Tak jak w przypadku Aleksa, który nie rozumiał, co się wydarzyło między jego ojcem, a matką i z góry narzucił sobie taką, a nie inną tezę i tak naprawdę nie zrobił nic, by odkryć prawdę, dopóki nie spotkał miłości swojego życia.

Zawsze podświadomie wyrzekamy się czegoś, dokonujemy wyborów, podczas których to nie my gramy główną rolę, ale życie innych. A tak nie powinno być, bo unieszczęśliwiamy samych siebie, sądząc, że to nasza powinność.

Płakałam jak bóbr, gdy Aleks odkrył prawdę o swojej matce. Zastanawia mnie, dlaczego jego ojciec tak postąpił? Chciał ją ukarać? Tak właściwie za co? Przecież to on zdradził, i do tego w momencie, kiedy ona go tak naprawdę najbardziej potrzebowała. I znów w tym przypadku mamy konformizm jednostki, bo przecież lepiej było zrzucić winę za nieudane małżeństwo na Bogu winną kobietę, niż samemu przyznać się do błędu.

Powiem szczerze, że spodziewałam się happy endu, ale nie takiego. Zaskoczyłaś mnie. Myślałam, pewnie jak większość, że Sylwia wybaczy Aleksowi i będą żyć razem długo i szczęśliwie. A tymczasem ona jeszcze bardziej uświadomiła sobie, że potrzebuje zmiany, uwolnienia. I za to Ci chwała, że od razu nie rzuciła się w jego ramiona.

Pokazałaś w ZOM miłość dojrzałą. Udowodniłaś, że dwie przeznaczone sobie połówki pomimo wszystko się odnajdą, a raczej jedna przeszuka niebo i ziemię, by odnaleźć tą drugą. Płakałam, jak czytałam, że Aleks pojechał za Sylwią do Francji. Płakałam, bo pokazałaś, że dla prawdziwej miłości można zrobić wszystko, nawet zmienić całe swoje dotychczasowe życie.


Jedynym minusem, jaki mam do ZOM to to, że te 234 strony za szybko mi zleciały, a ja chciałam więcej i więcej. Twoje książki po prostu uzależniają.

Dziękuję, że miałam okazję przeczytać „Zakład o miłość”. Od dziś moją ulubioną książkę. Zawsze z chęcią powrócę do lazurowych oczu Aleksa. Zawsze wtedy, kiedy pomyślę, że prawdziwa miłość w tym okrutnym świecie nie istnieje.

Marika

***

Właśnie skończyłam czytać "Zakład o miłość". Ta książka jest przecudowna!! Przeczytałam ją ciągiem, nie mogłam się od niej oderwać. Pochłonęłam ją w jeden dzisiejszy/ą wieczór/noc. Ryczałam jak bóbr co poskutkowało tym, że mam teraz tak zapuchnięte oczy że ledwo co widzę .... ale co tam... warto było Cudownie ukazujesz uczucia (zapewne nie jestem pierwszą która Ci to mówi), podziwiam Cię za to...Po przeczytaniu czuje żal i pustkę, że tak szybko się skończyła, ale jestem przekonana baaaa... jestem tego w 100% pewna że sięgnę po nią jeszcze nie raz tak jak po wcześniejsze Twoje książki które niedługo niemalże będę mogła recytować tak często do nich wracam i zajmują honorowe miejsca na mojej półce. Bardzo dziękuje Ci że mogłam doświadczyć tak przeróżnych emocji podczas czytania ZOM. Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów i weny do tworzenia więcej takich arcydzieł które do tej pory stworzyłaś. Jeszcze raz bardzo dziękuje.

Milena

czwartek, 10 listopada 2011

Katarzyna Berenika Miszczuk "Ja, anielica"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa WAB.



Niebo-piekło. Dobro-zło. Diabły-anioły. Prawda-kłamstwo. Pełen kalejdoskop przeciwieństw. Wartości pozostających w stosunku do siebie w znacznej opozycji. Ale czy na pewno? Czy naprawdę tak bardzo się między sobą różnią? Myślę, że po przeczytaniu książki "Ja, anielica" autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk, ta granica znacznie się zatrze. O ile całkiem nie zniknie.
Jest to kolejna powieść tej autorki, w której poznajemy dalsze losy Wiktorii Biankowskiej. W poprzedniej części, zatytułowanej "Ja, diablica", Wiktoria rozpętała piekło... w piekle. Co zrobi w tej odsłonie? Oj, czuję, że polecą pióra. I to anielskie!
Akcja rozpoczyna się cztery miesiące po zakończeniu piekielnych zmagań. Wiktoria pędzi szczęśliwy żywot z ukochanym Piotrem, czasami czując tylko lekki niepokój. Dziwne obrazy, niepokojące wspomnienia, szalone myśli. To wszystko ciągle jej towarzyszy, lecz Wiktoria nie może sobie dokładnie przypomnieć, co to oznacza. Ale czytelnik już wie, że to może być symbolem jednego: nadprzyrodzone siły znowu dadzą o sobie znać. I tak, gdy główna bohaterka zawodzi się na swoim ukochanym, na scenę wkracza przystojniak-diabeł Beleth. A także złośliwy Azazel i beztroska Kleopatra. Również archanioł Gabriel będzie miał znaczącą rolę, nie wspominając o aniele Moronim. Rozpoczyna się nowa rozgrywka, Wiktorii wraca pamięć i już wie, co wydarzyło się w przeszłości. Nie wie jeszcze, jakie zadanie tym razem postawią przed nią przebiegłe diabliska. Bo czego może chcieć upadły anioł, który strącony do Piekła, tęskni za wolnością? Na pewno będzie potrzebował śmiertelniczki z Iskrą Bożą. Tak więc Wiktoria zaczyna znowu swoją nieziemską przygodę, tym razem krążąc między niebem a piekłem. W ślad za nią rusza zakochany w niej Piotr, który stał się ofiarą niecnego spisku mieszkańców piekiełka. Akcja toczy się w iście piekielnym tempie, przeciwności losu spadają na bohaterów jak gromy z jasnego nieba. Ci źli nie do końca są tacy okropni, ci, co powinni świecić przykładem, okazują się być cwaniaczkami, dla których ważne są tylko własne pragnienia i niespełnione marzenia. A w tym wszystkim Wiktoria, która miota się pomiędzy uczuciem do swojego chłopaka i niejasnym pociągiem do czarującego diabła.

Jak tym razem zakończy się ta nieprawdodobna historia, kto wyjdzie obronną ręką z anielsko-diabelskiej rozgrywki? Kogo wybierze Wiktoria? To na pewno pytania, które będą nasuwać się podczas lektury tej książki.

Po raz kolejny dałam się wciągnąć w tę diabelską grę, a nie sądzę, żeby ktoś stosował tutaj jakieś nadprzyrodzone sztuczki. Myślę, że to zasługa zgrabnej narracji, wyrazistych bohaterów i świetnie poprowadzonej akcji. W natłoku zagranicznej "paranormalnej" literatury mamy swoją własną diablicę i anielicę w jednej osobie. A także towarzyszących jej przystojniaków, "niegrzecznych" chłopców z piekła, którzy wiedzą jak namieszać w niewieścich głowach. Książka bawi, wciąga, jest świetna rozrywką i powodem, dla którego warto oderwać się od przyziemnych spraw i poszybować wraz z mieszkańcami Nieba. Trzeba tylko uważać, żeby nie wylądować w pobliżu Jeziora Czasu, albo nie dać się w dyskusję z Drzwiami, bądź dać się namówić na herbatkę przez jasnowłosego putta. Jeśli uda się wam tego uniknąć... to może wyjdziecie obronnym skrzydłem. Polecam.

środa, 9 listopada 2011

O pewnym zakładzie słów kilka...

Dzisiaj jest ten dzień!
"Zakład o miłość" wędruje na księgarskie półki. Niezmiernie się cieszę i raduję i euforię czuję:)

Pojawiły się już pierwsze prerecenzje, informacje i konkursy. A będzie tego jeszcze więcej.

W tej chwili trwa konkurs na portalu dlalejdis.pl, gdzie można powalczyć o ten właśnie tytuł z autografem TUTAJ

Na portalu ekobiety.pl pojawiła się także zapowiedź premiery, wraz z fragmentami książki i kilkoma słowami o mnie TUTAJ

Na portalu tuwroclaw.pl też pojawił się krótki artykuł, a wkrótce konkurs TUTAJ


A! I jeszcze jedno:) Jeśli jesteście z Katowic i okolic, to już teraz zapraszam na spotkanie autorskie, które odbędzie się 26 listopada o godzinie 16 w katowickim Empiku-Silesia. :)))

wtorek, 8 listopada 2011

Rozwiązanie konkursu z książką "Zapach spalonych kwiatów"

Witajcie

Przepraszam za zwłokę, ale ostatnio wszystko się wali w mojej codzienności, od chorób po pogrzeby, tak więc mam nadzieję, że wybaczycie. 
Z natury jestem obłędnie punktualna i sama się na siebie złoszczę, gdy nie udaje mi się być gdzieś na czas, bądź nie dotrzymać słowa. Lecz czasami... rzeczywistość przytłacza i mówi stanowcze NIE. Stąd to opóźnienie w werdykcie. Który, nawiasem mówiąc, był okrutnie trudny, gdyż jak zawsze zaskoczyliście mnie pozytywnie swoimi pomysłami. Ale nagroda była jedna, więc zmuszona byłam dokonać tego nieprawdopodobnie skomplikowanego wyboru.

I chociaż wszystkie wypowiedzi mnie ujęły to chyba jednak odezwała się moja kociarska natura i Kot Swat pokonał wszystko:) Tak więc książka "Zapach spalonych kwiatów" wędruje do CYRYSI :)

Serdecznie dziękuję wszystkim za udział, Zwyciężczyni gratuluję i proszę o adres do wysyłki na mojego maila.
:))))

poniedziałek, 7 listopada 2011

J.R.Ward "Księżycowa przysięga"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf II.


„Księżycowa przysięga” J.R. Ward to kolejna odsłona przygód członków Bractwa Czarnego Sztyletu, będąca jednocześnie kontynuacją poprzedniego tomu, zatytułowanego „Droga przeznaczenia”. W tej powieści poznajemy dalsze losy Johna Matthew, który po uwolnieniu ukochanej Xhex z rąk mieszańca Lahsera, próbuje ułożyć swoje życie. Gdy poznaje prawdę o tym, co dziewczyna przeszła przebywając w niewoli bezlitosnego wroga, wpada w szał i obiecuje pomścić krzywdę ukochanej. Jednocześnie stara się zdefiniować własny ogrom uczuć, który ma dla pięknej Xhex i skrycie pragnie tego samego od niej samej. Ale czy dziewczyna będzie potrafiła opanować swą symphacką naturę i czy będzie umiała przyznać się do przepełniających ją uczuć? O tym zapewne przekonacie się, sięgając po ten tom przygód wampirzego bractwa.

Na równi z wątkiem Johna i Xhex swojego finału doczekał się wątek mieszańca Lahsera, który spotkał na swej drodze to, na co sobie w pełni zasłużył. Pojawiają się także nowe postaci, które już zaznaczyły swą obecność w poprzedniej części. Wyjaśnia się tajemnica pochodzenia Xhex i jej związku z rasą wampirów. Tradycyjnie, autorka mocniej akcentuje kolejnego bohatera, któremu zapewne poświęcony będzie kolejny tom serii. Jest nim Torthur, wampir okrutnie skrzywdzony w jednej z poprzednich części.

Jak zawsze u Ward, jest akcja, sensacja, miłość, uczucia i ostry seks. Nie ma stagnacji, wątki następują po sobie w lawinowym tempie i dlatego też książkę czyta się błyskawicznie. Nie ukrywam, że lepiej jest zacząć czytać serię od początku, włączając się w połowie w akcję, można się lekko zagubić. Myślę, że jest to jedna z lepszych sag o wampirach, jakie teraz pojawiły się licznie na światowych rynkach wydawniczych. Z wielką chęcią obejrzałabym ekranizację starć i przygód wampirów z Bractwa Czarnego Sztyletu.

Jeśli lubicie takie powieści z paranormalnymi wątkami i przystojnymi, seksownymi bohaterami, z szybką akcją, sugestywnymi scenami walk, a także z wątkami romansowymi, aż kipiącymi pożądaniem, myślę, że z powodzeniem mogę Was zachęcić do sięgnięcia po prozę J.R.Ward. Czasami warto trochę „powampirzyć” :)

niedziela, 6 listopada 2011

Targi Książki Kraków, 5 listopada 2011

Ech...
Powiem, a raczej napiszę jedno: było wspaniale a takiego tłumu to dawno nie widziałam. To trochę nie koresponduje z informacjami o upadku czytelnictwa w Polsce, ale nie czas marudzić, pozostaje się cieszyć i być pełnym nadziei:)
Cieszę się ogromnie, przede wszystkim z tego, że mogłam tam być i spotkać się z moimi Czytelnikami i Przyjaciółmi. A także spotkać innych Autorów. Miałam także okazję udzielić wywiadu dla redakcji gazety i portalu "Modny Kraków", wywiad ukaże się w kanale YT portalu, na pewno podeślę linka. 
Dziękuję Piotrowi Olszówce za jego świetny wpis i rysunek w książce "Morrigan" :)

Dziękuję także wiernym Czytelniczkom, które przyszły do mnie po autograf i kupowały moją najnowszą książkę, "Zakład o miłość". I dziękuję również za szereg pytań odnośnie wydania drugiej części "Zakrętów losu". Tak jak powiedziałam na Targach, "ZL-Braterstwo krwi" na pewno ukaże się na wiosnę 2012 roku.

I wreszcie serdeczne dzięki dla moich przyjaciółek za wierną obecność przy mnie, przy każdej niemal imprezie towarzyszącej moim twórczym zmaganiom, a raczej konsekwencjom tych zmagań. Jesteście boskie i tyle!

A teraz zapis fotograficzny tego wspaniałego dnia:

Biforek o Sil, czyli piątek-Gliwice:

A tu już sobota i Kraków:


 Tu z Ewą Kopsik, autorką książki "Uciec przed cieniem":


Tu udzielam wywiadu dla "Modnego Krakowa":


I kolejne miłe "krakowskie" chwile:




a teraz... trzeba czekać rok:) Do następnego razu!

piątek, 4 listopada 2011

Piotr Wojasz "Niebieski ptak"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf II


Absurdy peerelowskiej rzeczywistości, ponura egzystencja dyktowana pustymi hasłami, liczenie pensji od pierwszego do pierwszego, szare budynki, bure kolory, stagnacja i wszechobecna korupcja. A w tym wszystkim oni. Niespokojne duchy z żyłką do interesów. Zawsze eleganccy, pachnący, jeżdżący samochodami, które w Polsce Ludowej traktowane były jako zjawisko na skalę wręcz kosmiczną. Niebieskie ptaki. Bo to o nich mowa. Cinkciarze, złodzieje, karciarze, alfonsi, prostytutki, handlarze. Gdy robotniczy kwiat socjalizmu pracował w pocie czoła a potem wracał do swych klitek w domach z betonu, niebieski ptaki żyły. Pełnią życia. I oddychały. Pełną piersią.
O nich właśnie jest książka, którą z wielką przyjemnością czytałam przez ostatnie dni. Czyli autobiograficzna spowiedź Piotra Wojasza, pod nader wymownym tytułem "Niebieski ptak". Napisana w formie pierwszoosobowej opowieści, jest swoistym pamiętnikiem autora, który opowiada o swoim dzieciństwie, potem młodości, służbie w MarWoju, czyli w Marynarce Wojennej, a następnie o karierze cinkciarza, typowego "chłopca z miasta". Książka obfituje w szereg humorystycznych scen, jest także niezłą lekcją historii i specyficznym instruktażem, jak przekręcić "bojka". Mnóstwo tutaj slangowego słownictwa, którym posługiwali się ludzie z miasta. Opowieść obfituje w dosyć wyraziste opisy seksualnych podbojów bohatera, czasami tak sugestywne i prostolinijne, że co wrażliwszy czytelnik może się poczuć zniesmaczony. Mi jednakże cała treść i forma bardzo przypadły do gustu, książka wciąga, nie pozwala się oderwać, jest napisana zgrabnym ujmującym językiem, poszczególne opowieści są przedstawione żartobliwie, z humorem i realizmem. Niejednokrotnie podczas lektury "Niebieskiego ptaka" parskałam śmiechem lub kręciłam z niedowierzaniem głową. Lektura ta jest lekką historią człowieka, który żył pełnią życia i nawet w niezbyt sprzyjających okolicznościach i w tłamszącym jednostkę ustroju, potrafił czerpać całymi garściami. Osobnym dywagacjom pozostawiam ocenę jego uczciwości. moralności czy sumienia. To jeden z tych, ktory wybrał taką drogę, a nie inną i starał się być najlepszy w tym, co robił. A że przy tym się świetnie bawił? W końcu... życie jest takie krótkie.

Polecam "Niebieskiego ptaka", zarówno tym Czytelnikom, którzy żyli w tamtym okresie, a także tym nieco młodszym, którzy tamte czasy znają tylko z opowieści. Warto się przekonać, jak wówczas się żyło i nie wszystko było takie ponure i szare. Dla niebieskich ptaków... świat miał na pewno inny wymiar i o wiele szerszą paletę barw. Zachęcam i polecam.

"Osobiście uważam, że nie ma nic bardziej śmiesznego niż mina "bojka", gdy po wyjęciu przy barze "rolady" odkrywa, że został oszukany. Tej miny nie odda żaden, najlepszy nawet komik. Można z niej wyczytac bardzo dużo. Wściekłość, wstyd i na końcu smutek. Uważam, że Polacy są wybitnie uzdolnionym narodem. Sytuacja ekonomiczna i ustrój nas tak ukształtowały. Z drugiej strony, aż trudno jest pojąć, jak można być tak głupim, naiwnym, łatwowiernym jak turyści, i, co ciekawe, biznesmeni z Zachodu. Doszedłem do wniosku, że nie ma "bojka" nie do zrobienia. Nawet ten, który już "padł", padnie drugi raz, tylko na bardziej wyrafinowany numer. Pomysłowość Polaków przechodziła ludzkie pojęcie. Nieraz zastanawialismy się, czy zachodniacy na pewno wszystko opowiadają po powrocie do ojczystego kraju. Jeżeli tak, to na zapewne w wersjach dla siebie korzystniejszych i mocno okrojonych. Czy śmieją się z tego, czy opowiadają jako niemiły fakt? Zawsze mnie zastanawiało, jak to wyglądało z drugiej strony. W naszych opowieściach zachodniak był raczej przedmiotem kpin i szyderstw."1

1) Str. 223



Przypominam także o konkursie na blogu CPA, gdzie można wygrać powyższą książkę:

czwartek, 3 listopada 2011

Z książką przy kominku-niespodzianka od Hadzi:)

Dzisiaj dotarła do mnie wspaniała przesyłka od Hadzi, właścicielki tego BLOGA

Znalazłam w niej wiele wspaniałych lektur, mnóstwo słodyczy, herbatkę, kawkę, karteczki i śliczne zakładki. A także przemiły list, w którym Hadzia wyjaśnia, dlaczego zdecydowała się obdarować mnie właśnie takimi lekturami.
Zresztą... zobaczcie sami:



Serdecznie dziękuję, książki idealnie trafiły w mój gust, ze słodyczy ucieszyły się dzieciaki, a zakładek nikomu nie oddam!!! Hadziu, wielki buziak za tak wspaniały prezent:)))


wtorek, 1 listopada 2011

Melissa De La Cruz "Zapach spalonych kwiatów"

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.



Opowieści pełne dziwnych zjaw, wampirów, strzyg, wilkołaków. Czarownic, strażników ciemności, upiorów. Nadprzyrodzone moce, zaskakujące wydarzenia, czary, magia. A to wszystko umiejscowione w realnym, współczesnym świecie, wśród nieświadomych istnienia drugiego wymiaru, ludzi. To obecny trend w literaturze, przez niektórych uwielbiany, przez innych krytykowany. Mogę powiedzieć, że jestem mniej więcej na pograniczu tych dwóch grup. Sięgam po opowieści paranormalne i tak jak w każdym innym gatunku, są dobre książki i książki słabsze. Nie zależy to od tematyki, tylko od warsztatu.

Z ciekawością sięgnęłam zatem po książkę Melissy De La Cruz, zatytułowaną "Zapach spalonych kwiatów". Ujęła mnie piękna okładka i interesująca zapowiedź z wydawnictwa Znak. Bohaterkami tej opowieści są trzy kobiety, matka i jej dwie córki. Joanna, Ingrid i Freya. Zamieszkują małe miasteczko North Hampton, które podobno nie znajduje się na żadnej z map a "mała wyspiarska społeczność na samym skraju Atlantyku była zagadką dla obcych, którzy trafiali tu wyłącznie przypadkiem i nawet nie przyszłoby im do głowy wracać do tego miejsca".1
Tak więc kobiety żyją w tym spokojnym, na pozór, miasteczku i wydawać by się mogło, że to kolejna z obyczajowych powieści o rodzinie, kłopotach, miłościach i poszukiwaniu własnej drogi. Zapewne część tych rzeczy także tu odnajdziemy, ale w treści doszukamy się czegoś więcej. Magia, czary, zagrożenie, czarownicy, błękitnokrwiści, tajemnice, morderstwa, samobójstwa. Bo Joanna, Ingrid i Freya to czarownice starsze niż świat, które zostały tu zesłane przed Radę i nałożona została na nie kara, zabraniająca używania swych mocy. Jednakże każda z nich w małym stopniu nadal para się magią, ale tylko po to, aby pomóc gatunkowi ludzkiemu. Freya w swoim barze przygotowuje fantastyczne drinki, które pomagając ludziom zwalczyć w sobie to, co sprawia, że nie mogą poczuć się wolni. Ingrid, prowadząca miejską bibliotekę, wiążąc supełki, pomaga kobietom w ich codziennych problemach, a Joanna, zabawiając syna swoich pomocników w prowadzeniu domu, używa magii, aby rozśmieszyć chłopca.
Ich życie upływa w miarę spokojnie, do momentu, w którym Freya zaręcza się z bogatym i przystojnym Branem Gardinerem. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy poznaje jego oszałamiającego brata, Kiliana, do którego zaczyna czuć dziwny pociąg. Którego nie rozumie i z którym nie może sobie poradzić. A to dopiero początek kłopotów. Pojawiają się martwe ptaki, zanieczyszczenia, zaginięcia ludzi. Jak z tym poradzą sobie czarownice, jednocześnie panując nad swoimi mocami? I jak rozwiążą zagadkę, jednocześnie rozwiązując problemy osobiste? Myślę, że po przeczytaniu tej książki na część pytań na pewno znajdziecie odpowiedź. Ale czy na wszystkie? Mogę dodać tylko tyle, że zakończenie jest zaskakujące i daje nadzieję na kontynuację. Napisałam nadzieję? No tak, bo nie ukrywam, że opowieść ta przypadła mi do gustu i z wielką chęcią sięgnę po ciąg dalszy tej magicznej historii. Pełnej pasji, namiętności, takiej zwykłej ludzkiej, a jednocześnie nadprzyrodzonej i jak nie z tego świata.  

Polecam "Zapach spalonych kwiatów" nie tylko zwolennikom tego rodzaju literatury, myślę, że jeżeli nikt do tej pory nie czytał nic z tematyki "paranormalnej", to z powodzeniem może zadebiutować na czytelniczym polu właśnie z niniejszym tytułem. Zachęcam.

1) Str. 11

Przypominam o konkursie na moim blogu, w którym można wygrać właśnie tę książkę, zapraszam TUTAJ