piątek, 31 grudnia 2010

Szczęśliwego Nowego 2011 Roku:)

Wypijmy za ten, który minął. Każdemu z nas przyniósł pewnie wiele niespodzianek, radości, smutków, nieszczęść, euforii, rozczarowań, uśmiechu. Jak w kalejdoskopie. Ale gdy dotrwaliśmy do końca i pomimo niepowodzeń, z nadzieją spoglądamy w przyszłość, jest dobrze:)
I dlatego życzę i Wam i sobie, aby w 2011 było troszkę lepiej, żeby w tej szalonej karuzeli wrażeń, spotykało nas jak najwięcej tych lepszych rzeczy, a tym gorszym stawiajmy czoła i róbmy swoje, zbierając siły i nie poddając się. Niejedno potknięcie przed nami, ale najważniejsze jest, żeby wciąż trzymać się w pionie.
Jeszcze lepszego Nowego 2011 Roku, kochani:) Oby się ta nasza karuzela wciąż kręciła!!!

środa, 29 grudnia 2010

Świeżutkie recenzje "Zakrętów losu" plus bonus dla recenzentek:)

Pojawiają się jedna za drugą, ciesząc moje serce, duszę, umysł, ciało i wszystko co jest jeszcze możliwe do zacieszenia. Dziękuję serdecznie, nawet nie wiecie jaki ogrom radości mi przynosicie, swoimi recenzjami:)

po kolei:
Recenzja na blogu Leny:
http://recenzje-leny.blogspot.com/2010/12/agnieszka-lingas-oniewska-zakrety-losu.html

Recenzja na blogu Selene:
http://recenzje-selene.blogspot.com/2010/12/zakrety-losu-agnieszka-lingas-oniewska.html

Recenzja na blogu Sabinki:
http://sabinkat1.blogspot.com/2010/12/zakrety-losu-agnieszka-lingas-oniewska.html


Specjalnie dla Was, krótki fragment z części drugiej, całkiem inny, niż ten wydrukowany w książce:) Czy wiecie o kim na końcu myśli Kaśka? :)

"Zakręty losu-Braterstwo krwi" (fragment)
Kaśka szła cmentarną alejką. Zbliżało się święto zmarłych i wolała pojechać wcześniej do swoich bliskich, nie chcąc potem brać udziału w tej paradzie pamięci o zmarłych, która wybuchała w okolicach pierwszego listopada, aby zaraz potem zamilknąć na cały długi rok. Posprzątała na grobie ojca, zapaliła znicze i postawiła doniczkę z kwiatami. Powoli, nie śpiesząc się, udała się w stronę alejki, przy której leżała Małgośka. Idąc myślała o tym, czego była świadkiem w gabinecie Krzyśka. Widziała ten szybki ruch aplikantki, zeskakującej z biurka jej męża. Miała wrażenie, że oboje się nad czymś pochylali, a ich głowy niemal się dotykały.
Cholera...
Czy miało ją spotkać coś tak prozaicznego, jak romans męża ze swoją pracownicą? Czy coś takiego miało ich dotknąć, po tym wszystkim co przeżyli?
To było tak nieprawdopodobne, tak niepodobne do jej męża, który na każdym kroku, w każdej sekundzie dawał dowody miłości i uwielbienia, jakimi ją otaczał. Widziała to w jego oczach, dostrzegała to w jego pełnych czułości gestach.
Więc...
Czy byłoby możliwe, żeby zrobił coś tak... pospolitego?
To takie niepodobne do niego. Do jej Krzyśka.
Uznała, że zostawi to na razie i po prostu... gdyby coś jeszcze zauważyła... zapyta go wprost.
Zamyślona podeszła do grobu Małgośki, swojej przyrodniej siostry, na którym była ostatnio w dniu jej urodzin, siódmego września. Przyszła wówczas razem z Krzyśkiem, bo ten obiecał swojemu bratu, że zawsze w ten dzień będzie przynosił na grób białe róże-ulubione kwiaty zmarłej. Dziewczyny, która w wieku osiemnastu lat przedawkowała narkotyki, wskutek obdarzenia uczuciem człowieka nie rozumiejącego znaczenia słowa „miłość”.
Gdy podeszła bliżej, stanęła jak wmurowana i patrzyła na granitowy pomnik.
Nagrobek był wysprzątany, wymyty, świeciły się jeszcze, wypalone do połowy, dwa znicze. A w granitowym wazonie... stał gęsty bukiet białych róż. Całkiem świeżych, co oznaczało, że ktoś niedawno tutaj był. Tylko ona, Krzysiek i jeszcze jedna osoba wiedzieli, jakie kwiaty kochała Małgośka. Ani ona, ani Krzysiek od września tutaj nie byli.
Więc kto położył ten bukiet?
Kaśka zacisnęła zęby.
Nie...
To jest niemożliwe...
On.
Nie mógł przecież tutaj wrócić!!!

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Noworoczne losowanie:)

W związku z końcem roku i czystkami, jakie robię w mojej bibliotece, mam dla Was kolejne losowanie. Wygrać można książkę "Uprowadzona" autorstwa Lucy Christopher.

"Ta historia mogła się przydarzyć każdej dziewczynie. Tak, tobie też. Lotnisko. Oczekiwanie na przygodę. Przystojniak, który proponuje ci kawę. A po chwili jesteś na końcu świata, zdana na łaskę i niełaskę porywacza.
Czy przetrwasz?
Czy wrócisz do swojego życia?
A co będzie, jeżli się zakochasz??"

W komentarzach proszę zgłaszać chęć otrzymania tejże lektury, losowania dokonam w niedzielę, 2 stycznia.

POWODZENIA:)

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt:)

Kochani
Życzę Wam, aby te święta były dla Was niezapomnianą, magiczną chwilą. Kiedy otoczeni rodziną, przyjaciółmi, zasiądziecie do wigilijnej wieczerzy, miejcie poczucie, że to jest właśnie życie. Z tego składa się nasza egzystencja. Z ulotnych chwil magii, kiedy wolni od trosk, codzienności, pogoni, siadamy przy stole i czujemy jedność i radość. I choć potem to mija, wracamy do codziennej rutyny, to wiemy, że za rok, o tej samej porze, znowu będziemy mogli nawdychać się trochę tego magicznego afrodyzjaku, który da nam siłę do przeżycia kolejnych dwunastu miesięcy.
Dziękuję także wszystkim za życzenia i słowa życzliwości.
WESOŁYCH ŚWIĄT!

środa, 22 grudnia 2010

Wywiad wirtualny nakanapie.pl

Zapraszam do zadawania pytań na portalu Nakanapie.pl, gdzie mam przyjemność gościć na wirtualnej kanapie:)

Przyjaciele są jak ciche anioły...

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać."

Tymi słowami Antoine'a de Saint-Exupery'ego rozpoczęłam moją ostatnią wydaną książkę, "Zakręty losu". Nie umiałam w inne słowa ubrać wdzięczności przepełniającej moją duszę, wdzieczności, którą czuję w stosunku do moich przyjaciół. Którzy mnie wspierają, motywują i zawsze są przy mnie. I zawsze mogę na nich liczyć. To chyba jedna z większych łask, na jakie możemy trafić w naszym życiu.
A dzisiaj dostałam wspaniały prezent od świetnej babki, którą poznałam na FB i fajnie się nam online'owo rozmawia.
Rysiu, dziękuję:)
I powiedzcie...
Czy w tym cytacie nie ma ukrytej prawdy?
Wspierajmy się. Uśmiechajmy się do siebie. Bo tak naprawdę, gdy zapomnimy jak latać, dobrze mieć koło siebie kogoś, kto nam o tym przypomni...
Bo bez tego... spadniemy... boleśnie uderzając o rzeczywistość samotności, odrzucenia i braku wokół siebie choćby jednej przyjaznej twarzy. A to chyba najgorsze, co może spotkać człowieka.


Prezent od Marii Ulatowskiej:) Prawda, że cudowny?

sobota, 18 grudnia 2010

"Zakręty losu"-recenzja na blogu Słowem Malowane

Podsyłam link do kolejnej recenzji mojej najnowszej książki, której oddałam serce i duszę.
Cieszę się, że ta recenzentka dostrzegła właśnie "to coś".

Beata Woźniak, blog "Słowem malowane":
http://slowemmalowane.blogspot.com/2010/12/agnieszka-lingas-oniewska-zakrety-losu.html

Love actually



Pamiętacie ten film?
Czyż nie jest lepszy okres na oglądanie tego filmu, niż własnie teraz?
Choć jestem zwolenniczką sensacji, thrillerów i horrorów, to ten film kocham miłością wieczną. Miłością romantyczki ukrytej pod powłoką pragnienia krwi, przemocy, akcji i wydarzeń zmieniających się jak w kalejdoskopie.
Bo przecież każdy z nas potrzebuje odrobiny ciepła, garstkę uczucia, oddania, obecności drugiego człowieka.
I tu nie chodzi o to aby te święta były wesołe, radosne... One muszą być pełne miłości, nieważne jakiej, ale to dziwne uczucie, postrzegane przez niektórych tylko jako  reakcja chemiczna, musi w nas tkwić.
Musi.
Bo inaczej... po co to wszystko?
Przecież rodzimy się właśnie po to. Aby kochać. I być kochanym. Niech to będą różne rodzaje miłości, ale niech ona istnieje w nas, niech nadaje naszemu życiu cel, sens, niech pokazuje to co za horyzontem. Niech będzie zawsze obecna w naszym kolejnym, przeżywanym dniu.
I tego Wam życzę na te święta.
Ogromu miłości, uczuć i pasji.
Oddania.
Spełnienia.
I ciepła.
Drugiej osoby, ukochanego zwierzaka, książki czytanej przy kominku, oglądanego filmu, muzyki wwiercającej się w Wasze uszy...
Nigdy nie zapominajcie, że miłość to wszystko z czym przychodzimy i powinna być wszystkim co ze sobą zabierzemy.

czwartek, 16 grudnia 2010

takie wspominki dużej dziewczynki;)

Tak mnie coś wzięło...
Może dlatego, że mój syn kończy dzisiaj 15 lat?
Może dlatego, że Maria Ulatowska podesłała wczoraj muzykę z okresu mojego dzieciństwa?
Może dlatego, że okres świąteczny sprzyja wspominkom, pragnieniu powrotu do przeszłości, do beztroskich lat, kiedy ja i moja mama ubierałyśmy choinkę, przybierając ją ozdobami, pamiętającymi jeszcze dzieciństwo mojej mamy?
Może dlatego, że mam poczucie upływającego czasu i jestem wdzięczna za to co otrzymałam od losu do tej pory?
I cieszę się tym co mam.
Rodziną.
Zdrowiem.
Przyjaciółmi.
Zwierzakami.
Tym co udało mi się osiągnąć.

I chociaż czasami dopada mnie straszna deprecha, zwłaszcza gdy atakują mnie ludzie, którzy mnie nie znają i nic o mnie nie wiedzą, ale uzurpują sobie prawo do oceniania i wygłaszania bezkarnych opinii, tylko dlatego, że są anonimowi i czują się bezkarnie, ja podnoszę się.
I idę dalej.
I robię swoje.
Bo... (posługując się słowami bohaterki opowieści, którą właśnie tworzę):

"Życie jest dane człowiekowi tylko raz. Więc należy przeżyć je tak, aby nie odczuwać męczącego bólu po latach spędzonych bez celu".

I tak róbcie...
Chyba że jesteście odporni na ból.
Ja nie jestem.

A na koniec kawałek z mojego dzieciństwa, bo w moim domu muzyka zawsze zajmowała chwalebne miejsce i tak mi do dzisiaj zostało:
Drupi "Sereno"

środa, 15 grudnia 2010

Recenzja "Zakrętów losu"

niesamowita kobieta
świetna interlokutorka
dostrzegająca cudowność świata ale równie dobrze znająca jego okrucieństwo
napisała recenzję mojej książki
nie czyta takiej literatury ale zrobiła to!
i dlatego...
chylę czoła i dziękuję
Dzięki Wronko!!!
Dzięki...
http://7smoki.eu/?page_id=1073

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Jak to było z tymi Zakrętami losu?

Tak mnie męczyła dzisiaj jedna babka. Świetna kobieta, super człowiek i zapalona miłośniczka książek wszelkiej maści.
- Skąd ci się to wzięło? Jak to było?
Zaczęłam sięgać pamięcią wstecz i przypominać sobie...
Jak to było?

Pamiętam, że postanowiłam stworzyć historię, w której będzie swoisty trójkąt. One dwie i on jeden. A najlepiej niech będą jakoś spokrewnione. Ale nie chciałam, aby doszukiwano się kalki trójkąta z "Jeźdźca miedzianego", więc nie były w końcu siostrami. I tak naprawdę to nie był trójkąt. Bo gdy napisałam pierwszy rozdział, stwierdziłam "nieee, nie zrobię z tego opowieści o miłości, przeszkodach, tej trzeciej..., nieeee. Ja muszę mieć coś więcej, potrzebuję akcji, potrzebuję złych ludzi, potrzebuję... złego brata!"

I tak narodził się Lukas.

Kto czytał "Zakręty losu" wie, jakim bezdusznym draniem był ten facet.
Ale...
Czy do końca?
Kończąc "Zakręty losu", które finał mają jaki mają (nie chcę spoilerów wrzucać;)), na początku nie miałam zamiaru pisać kontynuacji.
Ale znowu Lukas namieszał. I w sumie Krzysiek też.
I jeszcze moje uwielbienie epoki romantyzmu, sięgające czasów szkolnych.
"A gdyby tak... ten zły, pozornie wypruty z uczuć facet, okazał się całkiem innym człowiekiem?"
Poza tym nie może być tak, że zło zwycięża, więc potrzebowałam ostatecznej rozgrywki.
I tak powstała część druga, czyli "Braterstwo krwi".
I to miał być koniec:)
Serio...
I nie uwierzycie...
Historia Lukasa... jego spowiedź życia, jego losy, począwszy od momentu kiedy kończy lat siedemnaście i wstępuje na drogę przestępstwa, prozaicznie... przyśniły mi się.
Obudziłam się o czwartej rano jak rażona obuchem.

Boże...

Przecież muszę to wszystko wyjaśnić!

Nic nie dzieje się ot tak. Wszystko ma swój początek i koniec. Wszystko jest jakoś uwarunkowane. To jacy jesteśmy. To kim się stajemy. Jak to się stało, że porządny chłopak, syn szanowanego adwokata, stał się członkiem zorganizowanej grupy przestępczej? Dlaczego Łukasz stał się Lukasem?
Uznałam, że ten bohater zasługuje na coś więcej. A jego brat Krzysiek musi zrozumieć i poznać prawdę. A czytelnik wraz z nim.
I tak się stało.
Historię Lukasa pisałam 4 miesiące.
I jest to moja ukochana historia. I mój najbardziej ulubiony bohater.
Mam nadzieję, że Wam również się spodoba cała seria.
Bo żyłam nią przez wiele wiele miesięcy.
I pewne wątki wzięłam z własnych doświadczeń.
A na koniec posłużę się wierszem z 3 części tej opowieści o braciach Borowskich, który rozpoczyna "Historię Lukasa":

Daj się nieść

Jak pajęczyna wichrom południowym

I jak pył,
Co nie wie, jak się wzbije i gdzie padnie.
Przymknij oczy -

Niech spod powiek patrzą w dal ruchomą -

Mądrość znajdziesz

Nie w początku drogi - lecz na końcu.



Dalej w świat -

Tutaj więcej nic nie czeka.

Nie trwóż się,

Że cię ograbią i omamią -

Jeśliś jest

Myśliwym życia - na co reszta?

Niech ci wezmą wszystko - wtedy wszystko będzie twoim.



Złodziej w trzosie

Prawdę , zbiegłszy ci zostawi,

Zdrajca nożem

Pierś otworzy zbyt ścieśnioną -

Tobie nikt

Wyrządzić krzywdy nie jest w stanie,

Każdy ból

Nowym niebem cię obdarzy.



Wszelka droga,

Którą pójdziesz nieulękle,
Wiedzie w jasność,W źródło wiedzy i potęgi.

Dalej w światy -

Twarda zbroja twa, bezpieczna,

I lśni gwiazda Przeznaczenia nad twą głową!


Maria Konopnicka „Pokusa wiatru wiosennego”

niedziela, 12 grudnia 2010

baz'Art Targ Ludzi Kreatywnych, Wrocław, 12.12.2010r.

Zmarznięta i zmęczona wróciłam:)
Jakie wrażenia? Podziwiam ludzi umiejących pracą własnych dłoni wyczarować takie cuda, jakie spotkałam na baz'Arcie. Piękne bombki, aniołki, korale, kolczyki, torby, suknie, wspaniałości z decoupage, obrazy, ręcznie robione torby na laptopy, komórki. Olbrzymi przekrój artykułów, które cieszyły oko i na pewno i duszę.
Atmosfera była przemiła, pomimo przejmującego zimna, gdyż w starych leżakowniach Browaru Mieszczańskiego ogrzewania nie zaznaliśmy. Za to rozgrzewaliśmy się gorącą herbatą z cytryną i miodem, gulaszem z bramborów i grzanym piwem.
Spotkałam się z kilkoma osobami, które były zainteresowane moją twórczością, rozmawiałam z właścicielem portalu Biblionetka, może już wkrótce zorganizujemy coś razem dla moich czytelników.
Do przyjemnych chwil należało także spotkanie z pisarką, Beatą Andrzejczuk, która przybyła specjalnie, aby się ze mną spotkać i obdarowała mnie swoimi książkami z cyklu "Pamiętnik nastolatki". Za to ja odwdzięczyłam się "Bez przebaczenia" i "Zakrętami losu" :)
Towarzyszyły mi moje najwierniejsze czytelniczki i przyjaciółki, które przyjechały z Górnego Śląska, specjalnie po to, aby mnie wspierać i razem ze mną marznąć w gorącej atmosferze baz'Artu.
Dziękuję wszystkim serdecznie:)



czwartek, 9 grudnia 2010

"Szczątki" Belinda Bauer

Niniejszą książkę otrzymałam od serwisu nakanapie.pl, któremu serdecznie dziękuję:)





Postanowiłam zajrzeć do Wikipedii i zobaczyć, jak ta wirtualna skarbnica haseł tłumaczy słowo „rodzina”. Co znalazłam? W ujęciu socjologicznym rodzina to:
Związek intymnego, wzajemnego uczucia, współdziałania i wzajemnej odpowiedzialności, w którym akcent pada na wzmacnianie wewnętrznych relacji i interakcji.

Czyli wzajemne wspieranie się, darzenie uczuciem, dzielenie odpowiedzialnością, które mają na celu pielęgnowanie wszystkich więzi łączących bliskich sobie ludzi w jedną spójną całość.

A co gdy pojawi się coś, co uniemożliwi tę ważną pielęgnację więzi? A co gdy zjawi się ktoś, kto zniszczy wszystko co było ważne, co było uznawane za świętość, co było podstawą istnienia? Kto zbruka swoimi niecnymi działaniami te wszystkie wartości i swoimi niecnymi, brudnymi, makabrycznymi uczynkami zakończy życie niewinnych osób? Bo jednych naprawdę zabije, a w drugich zabije wolę życia. O tym właśnie jest książka Belindy Bauer pt.:”Szczątki”. Świetny debiut, trzymający w napięciu thriller i refleksyjna opowieść o kryzysie rodziny, która zostaje potwornie skrzywdzona przez chore działania seryjnego mordercy.

Główny bohater książki to dwunastoletni Steven Lamb, mieszkający w ubóstwie wraz z matką, młodszym braciszkiem i babcią. Wydawać by się mogło, że chłopiec powinien zajmować się tym, czym zajmują się chłopcy będący w jego wieku. Dokazywaniem, graniem w piłkę, sportem, szalonymi gonitwami, pierwszym zerkaniem na co ładniejsze koleżanki.

Powinien... I być może robiłby to wszystko, gdyby nie tragiczne wydarzenie sprzed lat, które zmieniło życie jego bliskich i uformowało jego dzieciństwo i młodość. Otóż przed niemal dwudziestu laty jego wujek, brat jego matki, stał się ofiarą seryjnego mordercy dzieci, Arnolda Avery'ego. Tak jak pozostałe ofiary został zakopany na pobliskich wrzosowiskach, lecz nigdy nie odnaleziono jego ciała, a morderca nie był skłonny do dzielenia się tą informacją. To sprawiło, że babka Stevena a matka zamordowanego chłopca, zamknęła się w sobie, odrzuciła dorastającą córkę, wyrzekła się wszelkich uczuć do swojej rodziny, czekając każdego dnia w oknie, aż jej syn wróci. Steven wyrastał w domu pozbawionym miłości, radości, szczęśliwych, beztroskich dni. Jego matka, pozbawiona tych wszystkich uczuć, odrzucona, tak samo zachowuje się wobec niego, lokując resztki ciepłych uczuć w młodszym synku. I doskonale to sobie potrafi tłumaczyć. Że jej matka też bardziej kochała zamordowanego braciszka, który był od niej młodszy, więc to chyba normalne, że matki faworyzują i bardziej kochają młodsze dzieci.

I dlatego Steven postanawia naprawić swoją rodzinę. Chce odzyskać dom, jakiego nigdy nie miał a o jakim zawsze marzył. Chce, aby matka go przytuliła i pocałowała, aby babcia popatrzyła na niego z uznaniem, a nie z wieczną krytyką. I robi coś, co uruchamia machinę szaleństwa, grozy i psychopatycznych pragnień chorego człowieka. Pisze list do siedzącego w więzieniu Avery'ego z prośbą o przekazanie informacji, gdzie zakopał ciało wujka. I tym samym otwiera puszkę Pandory. Bo uruchamia w umyśle socjopaty wszystkie mrożące krew w żyłach wspomnienia, które sprawiają, że uśpione demony biorą go we władanie. Rozpoczyna się gra pomiędzy chłopcem a seryjnym mordercą, gra, w której wiadomo kto rozdaje karty. Z każdym przeczytanym wersem, z każdą przeczytaną stroną czujemy grozę, która niczym poranna mgła zaczyna rozprzestrzeniać się w umyśle czytelnika. Gdy śledzimy myśli mordercy, jego chorą fascynację dziećmi, jego wspomnienia tego, co z nimi robił, naprawdę mniej odpornym osobom może zrobić się słabo. I nie chodzi tutaj o jakieś sugestywne opisy, bo tego nie ma, chodzi o niezwykłą umiejętność ukazania przez autorkę szaleństwa, które zamieszkało w głowie mordercy i było przez niego przez wszystkie lata skrzętnie pielęgnowane.

Świetne studium socjopatycznego zabójcy, osamotnionego chłopca i pokaleczonej emocjonalnie rodziny. Książka wciąga, wzrusza, trzyma w napięciu a na koniec pobudza do refleksji. Polecam na zimowe wieczory, niezły pożeracz czasu.

Reklamy i konkursy w radio

Już niedługo rozpocznie się cykl konkursów radiowych, w których będzie można wygrać moją najnowszą książkę "Zakręty losu".
Poniżej podaję listę stacji radiowych, gdzie będzie się mówiło o książce i gdzie pojawią się konkursy dla słuchaczy:)



Radio UWM FMRadio Gdańsk
RMF Classic
Polskie Radio Pomorza i Kujaw (Radio PiK)
Polskie Radio Merkury Poznań
Polskie Radio Szczecin
Akademickie Radio LUZ
Katolickie Radio Podlasie
Radio Lublin
Polskie Radio Białystok
Polskie Radio Łódź
Katolickie Radio Zamość

środa, 8 grudnia 2010

"Historia pewnego zakładu"- kolejna odsłona

Choroba mu służy. Dzisiaj napisałam caly jeden rozdział. Czyli wbrew zdrowemu rozsądkowi... katarze! Nie odpuszczaj!

Mały fragmencik dla zainteresowanych:

Uniosłam dłoń i pogłaskałam go po policzku. Zrobił ruch, jakby chciał wtulić się w moją dłoń, ten gest, tak bezbronny, tak ufny sprawił, że ścisnęło mi się serce. Widziałam, że targają nim złe emocje, jakieś przeżycia z przeszłości, które nie pozwalały mu na wyrażanie własnych uczuć, które blokowały ciepło, jakie w nim tkwiło, uwięzione, dobrze strzeżone, pilnowane przez tego Cichego, drania i egoistę.



- Powiedz to co naprawdę czujesz. Po prostu, Aleks. Szczerość przede wszystkim. Pamiętaj.


Dostrzegłam w jego oczach przerażenie, ale był to tylko ułamek sekundy. Teraz jego niebieskie tęczówki błyszczały jak w gorączce. Ścisnął moje ramiona jeszcze mocniej i przygarnął do siebie. Nasze usta niemal się stykały. Nasze oddechy się mieszały. Czułam go całą sobą i wiedziałam, że on także czuł mnie. Widziałam pragnienie w jego oczach. Głód. Niezaspokojenie. Ale widziałam także uczucie. I to mnie całkowicie rozbroiło.


- Sylwio. Nie wiem jak to się stało... to znaczy właściwie wiem... Pojawiłaś się w moim życiu na moje własne życzenie. I sprawiłaś, że dopiero teraz zobaczyłem co to znaczy czuć. Po prostu żyć. Odczuwać ból, smutek, pragnienie, radość, tęsknotę i cholerną zazdrość. Nie wychodź za niego. Nie będę ci mówił frazesów, że nie będziesz z nim szczęśliwa. Bo tego nie wiem. Ty też tego nie wiesz. Ale wiem jedno. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa ze mną. I też nie wiem czy mi się to uda, bo ja w ogóle nie wiem co to znaczy. Ale naucz mnie, Sylwio. Proszę... pomóż mi... - szeptał gorączkowo, zaciskając pięści w moich włosach a ja czułam jego rozpacz, jego pasję i jego namiętność. I wiedziałam, że muszę mu powiedzieć, co zadecydowałam.


- Aleks... posłuchaj. Wczoraj... - zaczęłam ale przerwał mi, potrząsając głową.


- Poczekaj, proszę, bo nigdy tego nie powiem...


- Ale Aleks...


- Sylwio... kocham cię. Całym sobą. Całym swoim, nienauczonym miłości, sercem. Całą swoją pokręconą głową. I całą swoją egoistyczną duszą. I błagam... - dotknął palcami dłoni moich ust. - Błagam... nie wychodź za niego. Nie zostawiaj mnie, bo bez ciebie... rozpadnę się na kawałki. Potrzebuję cię... nawet nie wiesz jak bardzo...









Jacek Skowroński "Mucha"

Jak najlepiej rozprawić się z mafijnym bossem gangu zajmującego się wszystkim tym, co stoi na bakier z prawem? Zastosować efekt synergii. Takim środkiem posłużył się bohater książki Jacka Skowrońskiego, pt.:”Mucha”. Jest to kryminał, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, pomysłów rodem z sensacyjnego filmu o Jamesie Bondzie i zaskakujących odsłon poszczególnych postaci. Zaczynając czytać „Muchę” wsiadacie na rollercoastera i możecie zapomnieć o jeździe bez trzymanki. Tutaj trzeba się mocno trzymać, żeby nie wypaść z tej szalonej huśtawki. I nadążyć za pomysłowością bohaterów. A wszystko zaczyna się od niewinnej biznesowej wizyty głównego bohatera Apoloniusza, będącego agentem ubezpieczeniowym, w pewnym domu pod Warszawą, celem sprzedania polisy. W okazałej rezydencji zostaje przyjęty przez roznegliżowaną panią Jolę, która zachowuje się dziwnie i dwuznacznie. Oprócz obrazów miłych dla oka każdego faceta, naszemu bohaterowi udaje się zobaczyć coś o wiele więcej. I nie ma to nic wspólnego z krągłościami rzeczonej Joli. Otóż pojawia się właściciel posiadłości, który z pełnym zapamiętaniem i oddaniem dokonuje morderstwa na oczach agenta Apoloniusza. Ubezpieczeniowego, ale zawsze agenta. To sprawia, że nad głównym bohaterem powieści zaczynają się gromadzić przysłowiowe czarne chmury. Bo okazuje się, że posesja należy do Konrada Z. zwanego „Muchą”, znanego w półświatku szefa zorganizowanej grupy przestępczej. A bezlitosne morderstwo to rozgrywka mafijnego świata. Świata, do którego na pewno nie należy Apoloniusz i wiedza, którą teraz posiada staje się jego wyrokiem. Ale skoro jest się agentem, to trzeba jakoś iść za ciosem. I Apoloniusz idzie. Za ciosem. A nawet za dwoma i trzema i... Zwraca się o pomoc do swojego kolegi Jacka, człowieka nocy i komputerowych zawiłości. Wraz z Jackiem dokonują licznych dywersji, stosując wspomniany wyżej efekt synergii, który ma osłabić Muchę i zniweczyć jego plan zabicia świadka popełnionej zbrodni. Pojawia się także zagadkowa Wanda, która przez chwilę staje się ważna dla Apoloniusza a na pewno stanie się ważna dla Jacka. Poznajemy przedstawicieli warszawskiej żulerni, która okazuje się być zwrotnym punktem w zaplanowanej przez Apoloniusza akcji.

Sama akcja toczy się wartko, kolejne odsłony zaskakują czytelnika a niektórzy bohaterowie okazują się być całkiem innymi postaciami, niż te, za jakie je na początku mieliśmy.

Polecam „Muchę” tym, którzy lubią na chwilę oderwać się od rzeczywistości i dać się porwać szalonej akcji, pełnej sensacyjnych i humorystycznych wątków. Tutaj właśnie czarny humor predysponuje tę książkę do zakwalifikowania do gatunku czarnych komedii kryminalnych. Równie dobrze moglibyśmy umiejscowić akcję w latach 20-tych ubiegłego wieku i wyszedłby super gangsterski film. Wielkie brawa dla autora za poczucie humoru, za znajomość realiów panujących w półświatku i za świetne zakończenie. Tematy gangsterskie to moje ulubione klimaty, więc z wielką przyjemnością usiadłam koło Muchy na szalonym rollercoasterze i po prostu... dałam się porwać.

niedziela, 5 grudnia 2010

nagrody w konkursie na CPA przygotowane do wysyłki

"Bez przebaczenia" wraz z plakatami i ulotkami lecą w tygodniu do:
Anuli
Jolanty i
Aleksandry
Oczywiście z dedykacjami:)
Gratuluję i dziękuję za przepiękne wypowiedzi:*

Jarmark Bożonarodzeniowy Wrocław 2010

Podjechaliśmy dzisiaj do Rynku. Ludzi już było sporo, więc wyobrażam sobie, co dzieje się wieczorem, kiedy można podziwiać świetlną iluminację. Ale nas natchnęło dzisiaj przed południem.
Na Jarmarku można zjeść pieczone kasztany, wprawdzie nie z Placu Pigalle, ale też smaczne. Poza tym grillowane przysmaki, jabłka, banany, winogrona w czekoladzie, orzeszki wszelkiej maści no i Grzańca Wrocławskiego w takich oto kubeczkach:

Dla dzieciaków wiele atrakcji, między innymi Świat Bajek, gdzie umiejscowiono budki z bohaterami popularnych bajek, przy których można się zatrzymać i posłuchać treści.
Było całkiem sympatycznie:)


Co tu będę dużo mówić... kocham moje miasto:)

czwartek, 2 grudnia 2010

Pozdrowienia od Bibliotekarzy i Czytelników z Biesiekierza:)

Zmęczona, obładowana zakupami, przybyłam do domostwa.
Jako osoba uzależniona, włączyłam laptopa.
Odebrałam pocztę.
I co?
Uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Bo na poczcie czekał na mnie mail takiej oto treści:

"Witamy!



Dziś po raz kolejny usłyszałyśmy od naszej czytelniczki, że Pani książka (Bez przebaczenia) sprawia, że chce się żyć oraz że już dawno nie czytały nic tak wzruszającego Z całego serca przyłączamy się do tych słów!


Serdecznie pozdrawiamy i prosimy o jeszcze!


Bibliotekarze z Biblioteki Publicznej Gminy Biesiekierz "
 
No czyż życie nie jest piękne???
DZIĘKUJĘ!!!!

środa, 1 grudnia 2010

miła końcówka dnia

Generalnie uważałabym, że dzień był z kategorii:
- idź i nie wracaj
- zamknij drzwi z drugiej strony
- wyglądasz jak własna babka
- kiedyś byłaś piękna i młoda, teraz tylko "i" zostało
- z dupy...
Pomijam kwestię pogody, bo koń jaki jest każdy widzi, nie mam nic do dodania.
Pomijam kwestię umoczenia frędzelków szalika w keczupie i potem umazania artystycznie sweterka, podczas jedzenia posiłku w pracy.
Pomijam moje artystyczne wchodzenie po schodach do domu, gdzie po remoncie nie dorobiliśmy się jeszcze poręczy, za to mamy super extra śliskie schody, a ja kozaki na obcasie (w sumie wchodzenie na czworakach o 17, może być opacznie zrozumiane przez sąsiadów... No nic, potem będą z politowaniem spoglądać na mnie, współczująco na małżonka i z żalem na dzieci).
To wszystko jest mało ważne, bo dostałam właśnie kolejne listy od czytelników.
Jeden od czytelniczki, która przeczytała "Bez przebaczenia" i dwa od czytelników "Zakrętów losu".
Jeden z czytelników, mężczyzna, obawia się o moje bezpieczeństwo "bo jak Pani tak będzie o tej mafii pisać, to w końcu się Panią zainteresują".
Hm...
Zainteresują się na pewno bywalcy znanych wrocławskich klubów z końca lat 90-tych, które są przedstawione w 3 części trylogii, gdzie poznamy karierię gangsterską jednego z głównych bohaterów "Zakrętów losu", złego brata, Lukasa.

No nic...
Pożyjemy zobaczymy.
A tymczasem...
Ten dzień już nie jest taki straszny:)
Póki co...